piątek, 29 listopada 2013

Koniec I części





...czyli epilog ;)
Zanim zaczniesz czytać, włącz to: http://www.youtube.com/watch?v=miOEmyjpLkU
I przygotuj sobie paczkę chusteczek.








Jesteś pewna, że chcesz wyjechać kochanie? – zapytała, trzymając dłonie na moich ramionach.
-Tak mamo, jestem pewna. – uśmiechnęłam się delikatnie.
-I zostawisz mnie tutaj samą, w tym wielkim domu? – zaśmiała się, rozglądając wokół.
-Na pewno Tom się tobą zajmie. – puściłam jej oczko i odwróciłam się w stronę drzwi wejściowych, gdzie stał mężczyzna.
-Nigdzie się nie wybieram. – kiwnął głową potakująco i uśmiechnął się szeroko.
-Widzisz? – spojrzałam znów na mamę, unosząc brwi.
Ta tylko się uśmiechnęła.
-Emma nie przyjdzie się z tobą pożegnać?
Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy. Spuściłam wzrok na walizkę, leżącą obok mnie.
-Emma nawet nie wie, że gdziekolwiek jadę. – wyszeptałam – Jej mama za każdym razem jak przychodziłam mówiła, że nie ma jej w domu, a zawsze jak dzwoniłam to odrzucała połączenie.
-Przejdzie jej…
Pokręciłam głową.
-Nie musi. Zaczynam nowe życie. Jeżeli do ciebie przyjdzie, nie mów jej gdzie jestem, ani nie dawaj jej mojego nowego numeru telefonu. – oznajmiłam stanowczo.
Mama otworzyła usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale usłyszałyśmy dźwięk klaksonu na zewnątrz.
-No, taksówka już jest. – złapałam za walizkę.
-Odezwij się jak dojedziesz, kochanie. To długa podróż. Na pewno wszystko zabrałaś? Bilety? Inhalator?
-Tak, wszystko mam. – uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam z całych sił rodzicielkę. – Trzymaj się.
-Ty też, kochanie.
Znów usłyszałyśmy klakson, więc oderwałyśmy się od siebie i ruszyłam do wyjścia, ciągnąc za sobą walizkę. Tom wziął dwie pozostałe i ruszył do samochodu. Poszłam za nim, ale stanęłam w progu jak wryta, widząc na chodniku chłopaka. Stał nieruchomo, centralnie naprzeciwko mnie, z dłońmi w kieszeniach spodni. Jak zwykle wyglądał idealnie, chociaż był ubrany cały na czarno i miał smutny wyraz twarzy. Przełknęłam ślinę i ruszyłam w jego stronę. Zatrzymałam się w końcu, zostawiając pomiędzy nami jakieś kilkanaście centymetrów odległości i spojrzałam mu w oczy. Błysnęły w nich łzy. Jego wyraz twarzy był obojętny, jakby starał się przekonać i mnie i samego siebie, że wszystko jest w porządku, jednak oczy zdradzały jego prawdziwe uczucia. Powstrzymałam chęć pocałowania go i przełknęłam ślinę, starając się nie rozpłakać. Znów wbiłam zęby w dolną wargę, powstrzymując się od łez. Żadne z nas nic nie mówiło. Po prostu patrzyliśmy tak na siebie przez dobre parę minut w ciszy. Po chwili poczułam kroplę wody na mojej twarzy. Na początku myślałam, że to łzy, ale potem poczułam drugą, i trzecią, i następną, aż w końcu deszcz zaczął padać na dobre. Podniosłam wzrok na niebo w tym samym momencie, w którym on też to zrobił.
Super. Scena jak z jakiegoś oklepanego filmu. Tylko, że teraz powinnam rzucić się na niego i zacząć go całować, ale nie zrobiłam tego. Chociaż bardzo chciałam.
Spojrzałam na niego ponownie.
-Na pewno chcesz to zrobić? – szepnął ledwo słyszalnie, nie zwracając uwagi na to, że jego idealne włosy powoli oklapły od deszczu.
Nie.
-Tak. – wydusiłam z siebie cicho. To był dla niego cios. Widziałam to. Nie mogłam tego znieść, więc odwróciłam od niego wzrok. Poczułam w buzi metaliczny smak, więc przyłożyłam palec do ust i zauważyłam, że z wargi leje mi się krew. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przygryzam ją tak mocno. Wiedziałam, że jeszcze chwila i się rozmyślę, rzucę tą walizką i wrócę do osoby, którą tak bardzo kochałam.
-Ja… Ja muszę już iść. – wyjąkałam i złapałam walizkę, po czym odeszłam od niego, nawet nie patrząc mu w oczy. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie odwróciłam się. Pomogłam taksówkarzowi włożyć walizki do bagażnika i razem zamknęliśmy go. Oparłam się o maskę samochodu i wzięłam głęboki wdech.
Wytrzymaj, wytrzymaj, wytrzymaj.
Nie wytrzymałam. Odepchnęłam się od samochodu, odwróciłam się i podbiegłam do chłopaka, prosto w jego ramiona. Przytuliłam się do niego mocno, jakby od tego zależało całe moje życie, powodując że chłopak aż stracił na chwilę równowagę. Niall na początku trochę zdezorientowany w końcu się ocknął i mocno objął mnie ramionami. Ścisnęłam w dłoniach materiał jego koszulki, czując, że zaczynam płakać. Zaciągnęłam się jego zapachem. Chłopak pocałował mnie delikatnie w głowę, przez co poczułam znajome motylki w brzuchu. Po kilku minutach w końcu oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Powstrzymywał się od pocałowania mnie. Widziałam to. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę i myślałam, że ją przegrał, gdy położył dłonie na moich policzkach i spojrzał mi intensywnie w oczy, ale się myliłam. Nie zrobił tego.
-Kocham cię, Chloe.
Uśmiechnęłam się blado na dźwięk jego słów. Były takie szczere. Usłyszałam w jego głosie nutę desperacji.
-Ja ciebie też kocham, Niall. – szepnęłam, po czym położyłam swoje dłonie na jego i delikatnie zsunęłam je z mojej twarzy. Spojrzałam na niego smutno i już otworzyłam buzię, żeby coś powiedzieć, ale mi przerwał.
-Tylko nie mów „żegnaj”. – jęknął – Jeszcze się zobaczymy.
Tylko uśmiechnęłam się w odpowiedzi i jeszcze raz wzięłam głęboki oddech, starając się zapamiętać jego zapach, jego wygląd, każdy centymetr jego twarzy. A potem cofnęłam się i tak po prostu odeszłam. Tym razem się nie odwróciłam. Kiwnęłam do kierowcy, że możemy jechać i wsiadłam do samochodu. Mężczyzna zapalił silnik, a ja tylko powtarzałam sobie, żeby się nie odwracać. Uderzyłam tyłem głowy o oparcie i zamknęłam oczy na kilka sekund. Zaczęłam liczyć do 5, żeby się uspokoić.
1…
Samochód ruszył.
2…
Zacisnęłam mocno powieki, powstrzymując się od płaczu.
3…
Dotknęłam palcem naszyjnika z koniczynką i wstrzymałam oddech.
„Pomyślałem, że tobie też się przyda. Poza tym chciałbym, żebyś miała coś, co będzie ci o mnie przypominać.”
4…
Tylko się nie odwracaj, tylko się nie odwracaj.
5.
Odwróciłam się. Zauważyłam go, jak kopnął z całej siły w kontener na śmieci i złapał się za głowę, po czym znów przeniósł wzrok na samochód. Nasze spojrzenia się spotkały i teraz już nie byłam w stanie powstrzymać łez. Zakryłam usta dłonią. Odwróciłam wzrok od niego i w końcu wybuchłam płaczem. Już zaczęłam żałować, że to zrobiłam. Podkuliłam nogi pod brodę, płacząc z własnej głupoty. Płakałam całą drogę na lotnisko. To naprawdę wyglądało, jak scena z jakiegoś filmu. Brakowało jeszcze tego, żebym zatrzymała samochód i wybiegła z niego, rzucając się w objęcia ukochanego.
Ale tego nie zrobiłam.
Zamiast tego pokazałam jaką jestem egoistką i zamiast stawić czoła problemom, ja po prostu od nich uciekłam.







No i mamy zakończenie I części. Króciutkie, wiem.
Wiem, że kompletnie się tego nie spodziewaliście, ale spokojnie. 
Powiem wam tylko tyle, że jeszcze się spotkają.
Startujemy z II częścią już niedługo, myślę, że miesiąc przerwy to maksimum, 
spróbuję napisać parę rozdziałów naprzód.
I część nie miała żadnej konkretnej nazwy, bo to moje pierwsze ff i szczerze mówiąc 
nawet o tym nie pomyślałam, ale teraz już myślę (XD) i II część będzie się nazywała ESCAPE. 
Dlatego, że Chloe uciekła, więc nazwa jest raczej oczywista.
Możecie wchodzić i sprawdzać, czy jest coś nowego tutaj:
Od teraz jestem tam, nie tu. Ale prawdopodobnie i tak będę tutaj wchodzić. 
Muszę wnieść jakieś drobne poprawki do rozdziałów itd.
Macie taki malutki bonusik ode mnie na zakończenie.
W razie jakiś pytań, opinii lub czegokolwiek, nie bójcie się tylko piszcie na twittera 
- @nialler_insane

wtorek, 26 listopada 2013

38


Niall

-Chloe?
Wysiadłem szybko z samochodu, widząc kogoś leżącego na chodniku. Chociaż tak naprawdę to prawie nic nie widziałem, bo było cholernie ciemno. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i podszedłem bliżej, po czym przekląłem pod nosem i kopnąłem w zgaszoną latarnię, która ku mojemu zdziwieniu w zetknięciu z moją nogą się zaświeciła. Spojrzałem z powrotem na postać na chodniku i serce zamarło mi na widok tego co zobaczyłem.
-Chloe! – krzyknąłem i rzuciłem się w stronę zakrwawionej dziewczyny. Na szczęście oddychała. Położyłem dłoń na jej spuchniętym policzku i przyciągnąłem jej bezwładne ciało do siebie. Byłem przerażony, wkurzony i zrozpaczony jednocześnie. Szybko zadzwoniłem na pogotowie, po czym widząc przerażającą ranę w okolicach klatki piersiowej, urwałem kawałek swojej koszuli i zacisnąłem go wokół jej brzucha, żeby choć trochę zatamować krwotok. Materiał w ciągu kilku sekund przesiąkł krwią, ale nic innego nie mogłem zrobić. Pogłaskałem dziewczynę po głowie, słysząc jej nierówne, urwane, płytkie oddechy. Wydawało się, jakby każde zaczerpnięcie powietrza było dla niej niewiarygodnie trudne.
-Chloe proszę, nie zostawiaj mnie. – szepnąłem rozpaczliwie, klęcząc na środku chodnika. Sekundę potem przyjechała karetka i funkcjonariusze w ciągu minuty zapakowali dziewczynę do wozu. Wziąłem tylko kluczyki od samochodu i ruszyłem za nimi do karetki. Miałem gdzieś, że zostawiam samochód na środku ulicy i jutro mi go odholują. Zapakowałem jeszcze leżący na ulicy nóż do chusteczki, włożyłem go do kieszeni marynarki i wsiadłem do karetki, po czym kierowca ruszył w stronę szpitala. Trójka osób skakała wokół Chloe z dziwnymi urządzeniami, co chwilę przeklinając pod nosem. Dali jej maskę tlenową, przez to trochę jej oddech się unormował. Trzymałem ją za rękę cały czas i wpatrywałem się w jej twarz, co jakiś czas szepcząc, że wszystko będzie w porządku, że jest silna i da sobie radę. Wiedziałem, że to Tamara ją zaatakowała.
Wiedziałem też, że mogłem temu zapobiec. Nie mogłem znieść tej myśli.
Gdybym tylko wtedy z nią został, nic by się nie stało.
Mógłbym ją chronić.
To wszystko przeze mnie.



Od tygodnia każdy dzień wyglądał tak samo. Cały dzień spędzałem przy łóżku Chloe, czasem też noc, ciągle z nią rozmawiając, chociaż ona w ogóle się nie odzywała. Całe dnie czekałem na jakikolwiek znak, poruszenie palcem, cokolwiek. Nie działo się nic. Ponad tydzień spała bez ruchu. Wiedziałem, że to moja wina, nie mogłem znieść tej myśli.
Dowiedziałem się co chciała mi powiedzieć. Tom opowiedział mi o kolejnym włamaniu do domu. Byłem takim idiotą. Parę razy próbowała mi powiedzieć, a ja za każdym razem ją zbywałem. Gdybym jej wysłuchał, nigdy bym jej tam nie zostawił samej. Nigdy to by się jej nie zdarzyło.
Spojrzałem na nią. Była taka spokojna, pomimo tego, że miała podłączone jakieś 4 aparatury, które pomagają jej oddychać, bo jak się okazało, Tamara trafiła jej prosto w prawe płuco. Lekarze powiedzieli mi, że gdybym przyjechał tam 2 minut później, moja dziewczyna byłaby już martwa. No cóż, nie do końca pociesza mnie ta myśl, bo tak naprawdę gdyby nie ja, z moją dziewczyną byłoby wszystko ok. Miała posiniaczoną twarz, ale już mniej niż na początku. Dostała też wstrząsu mózgu, prawdopodobnie gdy spadła na beton, więc pewnie dlatego tak długo się nie budzi. Westchnąłem, patrząc na drobny naszyjnik z koniczynką. W jej przypadku chyba przynosi jej pecha, a nie szczęście. Podniosłem jej dłoń i pocałowałem ją delikatnie.
-Przepraszam. – wyszeptałem cicho.
Usłyszałem jakiś szelest, więc szybko odwróciłem wzrok od Chloe i spojrzałem na drzwi, w których ukazała się mama dziewczyny. Widząc mnie uśmiechnęła się smutno i podeszła bliżej.
-Nie musisz tutaj cały czas siedzieć Niall.
Pokręciłem głową.
-Muszę. Gdyby nie ja, nawet by jej tutaj nie było.
Kobieta położyła dłoń na moim ramieniu, a po chwili usiadła na skraju łóżka swojej córki, dokładnie naprzeciwko mojego krzesła i złapała moje dłonie w swoje. Spojrzała mi prosto w oczy. Były podpuchnięte. Jeszcze bardziej dobił mnie fakt, że mama Chloe płacze przeze mnie.
-To nie jest twoja wina chłopcze. Nie możesz tak myśleć. Gdyby nie ja, ona nawet by się nie urodziła. Nie mogłeś nic na to poradzić. Życie niesie ze sobą wiele niespodzianek… Czasami nie do końca zadowalających niespodzianek. Tak już jest. Nic jej nie będzie, wkrótce się obudzi i wszystko wróci do normy.
-Ale ona do końca życia może mieć problemy z oddychaniem. Przeze mnie.
Westchnęła cicho, chyba zdając sobie sprawę z tego, że nie przemówi mi do rozumu. Przeniosłem wzrok na Chloe.
-Ona mnie znienawidzi… - szepnąłem.
-Ona cię kocha. Naprawdę. Odkąd cię poznała, jest dużo szczęśliwszą osobą. Wiele ci zawdzięcza. I ja też ci wiele zawdzięczam.
Zmarszczyłem brwi.
-Wiem, że zapłaciłeś mojemu byłemu mężowi, żeby nie przychodził na ślub.
Spojrzałem na nią zszokowany.
-Ale skąd…
-Nieważne. Dziękuję ci. Gdyby tam przyszedł, prawdopodobnie zniszczyłby najpiękniejszy wieczór w życiu Annie. – uśmiechnęła się – No już, idź się przejść, napij się jakiejś kawy. Posiedzę z nią. A ty potrzebujesz trochę ruchu.
Uśmiechnąłem się lekko i bez sprzeciwu wstałem z krzesła. Od razu odezwały się obolałe nogi, które zdążyły zdrętwieć przez 8 godzin siedzenia bez ruchu. Spojrzałem jeszcze na dziewczynę, po czym wyszedłem z sali i zamknąłem za sobą drzwi. Ledwo odwróciłem się w stronę korytarza, gdy się z kimś zderzyłem. Spojrzałem zdziwiony na zdyszaną blondynkę, która w tym momencie wściekle wbijała paznokcie w moje ramiona.
-Hej Emma, spokojnie. – delikatnie odsunąłem od siebie dziewczynę.
-Coś ty narobił?! – wrzasnęła na mnie, a wszyscy wokół odwrócili się i spojrzeli na nas.
-Ja…
-To wszystko przez ciebie! – krzyknęła i wyrwała mi się.
Rozejrzałem się. Jakaś pielęgniarka już biegła w naszą stronę, prawdopodobnie myśląc, że mam do czynienia z jakąś wariatką, więc machnąłem do niej lekko ręką i pokręciłem głową, dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Spojrzałem z powrotem na Emmę.
-Posłuchaj, Tamara trochę namieszała. Gdybym wiedział, że włamała się do domu, nigdy nie pozwoliłbym jej wyjść samej z imprezy w środku nocy i…
-Jaka Tamara?
Idioto, przecież Chloe jej nic nie mówiła.
-Yyyy… - podrapałem się po głowie.
-O co tutaj kurwa chodzi?!
-Posłuchaj, Chloe miała małe problemy z psychofankami. Najpierw włamali się na jej podwórko, robiąc nam zdjęcia, potem rozpuścili plotkę, że ja jej płacę za seks, później ta cała akcja z szafką. Po tym wydarzeniu wszystko ucichło. Aż do wesela, gdzie w walentynki rano ktoś włamał się do jej domu, znowu. A potem napadł na nią na ulicy z nożem. Jestem pewny, że to Tamara Hill z twojej szkoły. Wcześniej były to tylko domysły, ale poszedłem z tym nożem na policję i oczywiście były tam jej odciski palców. Toczy się proces sądowy. Czekają jeszcze tylko na zeznania poszkodowanej, ale Tamara i tak przyznała się do winy, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że mogła ją zabić. Więc wyrok jest jasny. Dopóki nie jest pełnoletnia, trafi do poprawczaka, a potem pewnie do więzienia. Posłuchaj, gdybym wiedział, że znowu się włamała, nigdy nie zostawiłbym jej samej…
Emma patrzyła na mnie  szeroko otwartą buzią.
-Czemu nic o tym nie wiem?!
-Chloe nie chciała cię martwić, zrozum ją.
-Kazałeś jej milczeć? Szantażowałeś ją czy coś?
-Co? O czym ty mówisz?
-Odkąd cię poznała, tylko cierpi. Czy ty w ogóle wiesz ile ona wylała przez ciebie łez, kiedy ją zostawiłeś, bo bałeś się postawić Joshowi? Może ona tego nie widzi, ale ja widzę. Ma same problemy przez ciebie. A teraz skoro wiedziałeś o tym wszystkim, nawet nie zapewniłeś jej ochrony?! To wszystko przez ciebie Niall. Teraz już przeszedłeś samego siebie. Mogła przez ciebie zginąć. Nienawidzę cię za to. - syknęła i wyminęła mnie, pchając mocno drzwi do sali w której leżała moja dziewczyna. Wkurzona na cały świat nawet nie powiedziała jej mamie głupiego „dzień dobry”, tylko wpatrywała się dalej wkurzona na twarz Chloe. Stałem dalej jak słup soli wpatrując się w ścianę. Dopiero po chwili ocknąłem się i wszedłem za nią, wciąż trawiąc słowa, które mi powiedziała.
Miała rację. To wszystko moja wina. Zniszczyłem Chloe życie.
Już miałem usiąść na krześle, gdy zauważyłem, że dziewczyna mrugnęła. Przynajmniej mi się tak wydawało.
-Chloe? Widzieliście to? – spojrzałem na mamę dziewczyny, bo Emma w ogóle udawała, że mnie tutaj nie ma. Ta tylko pokiwała głową i przysunęła się bliżej swojej córki.
-Kochanie, słyszysz nas? – powiedziała cicho.
Minęły może trzy sekundy i Chloe znowu mrugnęła, a potem jeszcze raz, aż w końcu otworzyła oczy.




Chloe

Czułam się, jakby ktoś walił mnie czterema siekierami po głowie. Do tego było mi strasznie ciężko wziąć oddech, sama nie wiedziałam dlaczego. Otworzyłam oczy i dopiero po chwili przystosowałam się do wkurzającego światła nade mną. Nie miałam pojęcia gdzie jestem ani co się stało. Najpierw zobaczyłam mamę która była bliska płaczu, ale chyba ze szczęścia. Obok niej siedziała blondynka, bardzo opalona. Patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Była zła, ale nie wiedziałam dlaczego. Później zobaczyłam blondyna. Na początku nie mogłam skojarzyć kto to jest, ale gdy spojrzałam w jego oczy, od razu wiedziałam, że to on. Przeszedł mnie dreszcz. Westchnęłam i odwzajemniłam delikatnie jego uśmiech. Ta błoga nieświadomość trwała może 5 sekund. Chwilę potem zaczynałam sobie wszystko przypominać. Włamanie. Szkło. Sukienka. Lisa, rzucająca się na Nialla jak wariatka. Czerwone wino. Ulica. Tamara. Nóż. Automatycznie z każdym kolejnym wspomnieniem mój uśmiech gasł, aż w końcu zamienił się w strach. Goście rozejrzeli się po sobie, jakby nie do końca wiedząc o co chodzi. Niall sięgnął do mnie ręką, ale odsunęłam się.
-Nie dotykaj mnie. – wychrypiałam.
Zdezorientowany posłusznie się cofnął, a ja spojrzałam na Emmę. Uderzyły we mnie słowa Tamary na temat mojej przyjaciółki. Bałam się, że coś jej zrobi. Przerażona przeniosłam wzrok na mamę, która wtedy nie wytrzymała i rzuciła się na mnie, przytulając się do mojego ciała, a wtedy przeszył mnie ogromny ból. Od razu odskoczyła ode mnie, wracając na swoje miejsce. Spojrzałam na swój brzuch. Połowa mojej klatki piersiowej była zabandażowana, podpięta do jakiś kabelków.
-Tamara dźgnęła cię w płuco. – wyjaśnił cicho Niall.
Spojrzałam na niego, chcąc coś odpowiedzieć, ale Emma mnie wyprzedziła.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! – krzyknęła tak, że aż zadźwięczało mi w uszach. Przymknęłam na chwilę oczy, czując jak głowa pulsuje mi jeszcze bardziej.
-Nie krzycz na nią, ledwo się obudziła. – powiedziała spokojnie mama.
-No i co z tego! Oczekuję jakiś wyjaśnień Close! Ukrywałaś przede mną coś takiego?! Co z ciebie za przyjaciółka?! On jest dla ciebie ważniejszy ode mnie?! – krzyknęła, wskazując na Nialla.
Nie odpowiedziałam jej. Wyręczył mnie chłopak, który po prostu wstał i wyciągnął Emmę z pomieszczenia siłą. Chyba kłócili się za drzwiami, ale nie miałam siły, żeby wytężyć słuch. Spojrzałam na mamę.
-Czy to się kiedyś skończy? – szepnęłam.
Rodzicielka westchnęła i położyła swoją dłoń na mojej.
-Kochanie, musisz być silna. Tamara co prawda już ci nie zagraża. Ale na świecie jest pełno osób podobnych do niej. Martwię się, że coś ci się stanie. Musisz być ostrożniejsza. Obiecaj mi, że będziesz.
Pokiwałam tylko głową, będąc zbyt zmęczona, żeby cokolwiek powiedzieć. Ledwo się obudziłam, a już tyle się stało. Mama chyba zorientowała się, że jestem słaba, więc wstała zabierając torebkę i pocałowała mnie w czoło, po czym żegnając się, wyszła z sali i zgasiła światło tak, że została mi tylko lampka nocna. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi stwierdziłam, że pójdę spać. Sięgnęłam z trudem do lampki i zgasiłam ją, ale w momencie gdy w pokoju zapanowała ciemność, przed oczami stanęła mi twarz Tamary, w ułamku sekundy przeżyłam to wszystko od nowa. Przestraszona znów zapaliłam lampkę i rozejrzałam się po pustym pokoju. Serce biło mi jak oszalałe, a ja nagle zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. Dziwne urządzenie obok mnie zaczęło pikać, nie miałam pojęcia co się dzieje, ale coraz trudniej było mi złapać oddech. Sekundę później drzwi się otworzyły i do sali wbiegła jakaś pielęgniarka. Kliknęła parę przycisków w urządzeniu i po chwili maszyna uspokoiła się razem z moim oddechem. Młoda kobieta spojrzała na mnie troskliwie.
-Kochanie, musisz uważać ze stresem. Gdy zaczniesz się denerwować, możesz mieć problemy z oddychaniem. Nie tylko teraz, ale prawdopodobnie jeszcze przez parę następnych lat… To nic takiego, musisz po prostu mieć przy sobie cały czas inhalator. – uśmiechnęła się pocieszająco.
Jak to kilka lat do cholery? Przecież tylko mnie dźgnęła nożem!
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo pielęgniarka wstała z zamiarem wyjścia, ale wcześniej sięgnęła do lampki nocnej, żeby ją zgasić.
-Nie! – krzyknęłam.
Spojrzała na mnie zdziwiona moim nagłym wybuchem.
-Proszę nie gasić, poradzę sobie… - dodałam szeptem i poczekałam, aż kobieta wyjdzie z pokoju. Gdy zamknęła za sobą drzwi, westchnęłam i spojrzałam w sufit. Sięgnęłam delikatnie dłonią do zabandażowanej klatki piersiowej i w tym momencie zaczęłam płakać, zdając sobie sprawę z tego, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Być może już nigdy nie zasnę bez włączonej, pieprzonej lampki nocnej.



Wpatrywałam się w okno, czekając aż wreszcie ktoś do mnie przyjdzie, bo umierałam z nudów. Chociaż miałam przynajmniej czas na przemyślenie tego wszystkiego. Podjęłam decyzję, może nie do końca słuszną i dobrze wiedziałam, że oszukuję sama siebie, ale starałam się tłumić to uczucie. Chciałam tylko, żeby to wszystko się skończyło. Nie mogłam znieść myśli, że mogłam umrzeć. Prawdopodobnie to wspomnienie zostanie w mojej psychice do końca życia. Musiałam przynajmniej spróbować o tym zapomnieć.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Przeniosłam na nie wzrok i ujrzałam swojego chłopaka, wchodzącego ostrożnie do pomieszczania.
-Dobrze, że jesteś. Muszę z tobą porozmawiać. – poprawiłam się na łóżku, starając się przyjąć pozycję przynajmniej w pół siedzącą. Chłopak podszedł bliżej i usiadł na krześle blisko mnie. Spojrzał z troską w moje oczy.
-Stało się coś?
-Tak. Prawie zginęłam z ręki twojej fanki Niall. – wydusiłam z siebie. Nie chciałam być chamska, chciałam go przytulić, ale musiałam być twarda.
Spojrzał na mnie zaskoczony faktem, że walę prosto z mostu. Westchnął i złapał moją dłoń.
-Tamara coś ci mówiła… wtedy?
-Tak, wiele rzeczy…
Przypomniałam sobie jej słowa. Uderzyły we mnie z taką siłą, że aż zabolało mnie serce.
„-Spójrz prawdzie w oczy. Jesteś brzydka, płaska, nie masz w ogóle gustu, ani charyzmy. To nienormalne, żeby taki chłopak zainteresował się taką… tobą.”
-Nie chcę o tym rozmawiać. – powiedziałam szybko, odganiając od siebie to wspomnienie.
-Dobrze. Przepraszam cię Chloe. To wszystko moja wina. Gdybym dał ci powiedzieć, ja… Ja na pewno bym cię wtedy nie zostawił, to by się nie wydarzyło…
-Nie potrzebuję twoich przeprosin.
Chłopak przysunął się jeszcze bliżej.
-A czego potrzebujesz? – zapytał cicho, patrząc mi w oczy. Nie mogłam znieść tego spojrzenia, więc spuściłam wzrok na własne dłonie.
-Przerwy… - szepnęłam tak cicho, że nie byłam pewna, czy mnie w ogóle usłyszał.
Zapadła cisza. Była tak krępująca, że w końcu zmusiłam się do spojrzenia na niego ponownie. To co zobaczyłam w jego oczach było po prostu nie do opisania. Widać było w nich ogromny ból. Poczułam się jak suka, że go tak traktuję.
-Jakiej przerwy Chloe? – zapytał niepewnie, przełykając ślinę.
-Wyjeżdżam.
Znów cisza.
-Na wakacje?
Na zawsze.
-Na studia, Niall. – spojrzałam mu w oczy, które teraz były zaszklone.
Jesteś okropna Chloe, to wcale nie jest ci potrzebne, tylko go ranisz.
Stłumiłam głos sumienia w mojej głowie.
-Nie musisz wyjeżdżać, Chloe. – słyszałam w jego głosie załamanie, był bliski płaczu, przez co moje oczy też zaszły się łzami, ale wbiłam mocno zęby w dolną wargę powstrzymując się od wybuchnięcia. – Tamara już ci nie zagraża, wszystko wróci do normy.
Pokręciłam głową.
-Nie rozumiesz. Tamary nie ma, ale na jej miejsce pojawią się inne osoby. To się nigdy nie skończy, zawsze ktoś nie będzie mnie akceptował i będzie próbował mnie zniszczyć. Ja tego nie zniosę.
-Wzmocnimy ci ochronę, wynajmę więcej ochroniarzy…
-To nic nie da. Ona została w mojej psychice. Cały czas mam przed oczami jej wściekłą twarz. Boję się spać po ciemku. Pielęgniarka powiedziała mi, że przez parę następnych LAT nie mogę się narażać na żaden stres, bo mogę przestać oddychać. To nie są żarty. Ja muszę spróbować zapomnieć. Muszę wyjechać, tutaj za bardzo wszystko mnie będzie przytłaczać. Sam pobyt w domu. Będę się bała, że ktoś jest na dole. Będę bała się iść gdzieś sama, będę bała się spać bez zapalonego światła. Nie dam rady Niall – spojrzałam na niego z bólem, czując jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.
Chłopak wytarł ją kciukiem i spojrzał na mnie troskliwie.
-Na pewno tego chcesz?
Oczywiście, że nie chcę tego, ale czuję, że to jedyne rozwiązanie, żeby zapomnieć.
Pokiwałam jednak głową. Zraniłam go. Nie mogłam na to patrzeć, na jego twarzy było wymalowane tyle emocji. Tyle bólu i rozczarowania, ale jakby do samego siebie. Obwiniał się.
-Dobrze. Więc… Pa? – przełknął ślinę.
-Pa. – zacisnęłam dłonie w pięści pod kołdrą, powtarzając sobie żeby nie płakać i zatrzymywać go.
Chłopak wstał i otworzył drzwi na korytarz, ale odwrócił się jeszcze.
-Będę na ciebie czekał. Choćbym nawet miał czekać do śmierci. – powiedział cicho i wyszedł z sali, zostawiając mnie samą. Ledwo zamknęły się za nim drzwi i wybuchłam. Po prostu zaczęłam płakać jak małe dziecko, a moje serce pękło na milion malutkich kawałeczków, których już nie będę w stanie pozbierać w jedną całość.







Na początku wyjaśniam szablon. Specjalnie wracam do pierwszego szablonu, żeby wrócić też do początków. Nie przypuszczałam, że dojdę tak daleko z tym fanfiction i że w ogóle ktokolwiek będzie to czytał! Dziękuję wam za wsparcie i za to, że jesteście.
Bardzo was przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział. Nie miałam w ogóle czasu na napisanie czegokolwiek. 
Kocham was! <3